Nadszedł rok 1960 i Wanda skończyła 2.letnią szkołę handlową z dobrymi wynikami,
czym pochwaliła się przed dziećmi. Ich dobre szkolne oceny zbywała milczeniem, a czasem
wspominała, że w swojej szkole otrzymywała tylko oceny celujące.
Pracowała w Warszawie w sklepie spożywczym już 2 lata . Co drugi dzień wstawała o 4.30 rano,
żeby przygotować śniadanie, dojechać pociągiem elektrycznym do Warszawy i rozpocząć
pracę przed godziną 6.00. Pod sklepem dostawcy zostawiali metalowe pojemniki z mlekiem
w grubych litrowych butelkach i drewniane skrzynie z pieczywem. Przed otwarciem sklepu
trzeba było wciągać je do środka.
Wanda lubiła jeździć do Warszawy, ale wracała z pracy zmęczona. Po obiedzie krótko odsypiała poranne wstawanie, a kiedy pracowała na II zmianę, rano gotowała obiad.
Stefan pracował w Olejarni na Pradze i rzadko wracał do domu o tej samej porze. Latem najczęściej majsterkował w komórce na podwórku, zimą usprawniał domowe urządzenia. W kuchni pod oknem zainstalował domową lodówkę, która bez prądu dobrze spełniała swoje zadanie. Najstarsza córka znała godziny powrotu matki z pracy i prawie codziennie czekała na jej przyjazd na peronie,
żeby zanieść do domu zakupy. Nikt inny tego nie robił, a dziewczynie sprawiało przyjemność ściganie się z pociągiem, który właśnie nadjeżdżał.
W miejscu zamieszkania rodzina Wandy i Stefana korzystała z publicznej wypożyczalni książek
i z kiosku Ruchu, gdzie kupowano gazety i tygodniki (Płomyczek i Płomyk, Ekspres Wieczorny
i Przyjaciółka). W nowym miejscu zamieszkania zaprzyjaźnili się z sąsiadami, którzy kupili telewizor
i zapraszali do siebie dzieci i dorosłych . Młodsi oglądali filmy animowane: ( Miś z okienka, Jacek
i Agatka), - dorośli - programy rozrywkowe (Tele Echo i czwartkowy Teatr Sensacji Kobra).
Wszyscy oglądali amerykańskie seriale ( Znak Zorro i Bonanza).
Stosunki z sąsiadami popsuły się, kiedy najstarsza córka wróciła z kolonii chora na szkarlatynę. Choroba jest zakaźna, więc znalazła się w szpitalu. Po kilku dniach w tej samej sali znalazła się trójka jej rodzeństwa. Po raz pierwszy odnosili się do siebie przyjaźniej niż w domu. Personel był przychylnie do nich nastawiony i nie nudzili się wymyślając różne zabawy. Wieczorami odmawiali
z salową modlitwę wieczorną, czego w domu nigdy nie robili.
Powrót do domu był przykry. Zastali drzwi wejściowe i klamki zalane płynem odkażającym o bardzo przykrym zapachu. Wanda pogniewała się ze wszystkimi sąsiadami. To zdarzenie zmobilizowało rodziców do zakupu telewizora, który wtedy był towarem luksusowym i deficytowym. Odtąd rodzina oglądała różne programy telewizyjne w dogodnym dla siebie czasie. W dzienniku telewizyjnym oprócz informacji krajowych podawano wtedy wiadomości o kryzysie kubańskim, działaniach wojennych
w Wietnamie i zamachu na prezydenta USA J. Kennedy'ego . Czasem wszyscy oglądali programy Eureka, Pegaz , Piórkiem i Węglem, Zrób to Sam.
W czerwcu 1960 r. najstarsza córka Wandy i Stefana ukończyła szkołę podstawową. Chciała zdobyć zawód, ale inny niż krawiectwo. Nie miała cierpliwości do ręcznych robótek, które wykonywali
w szkole na lekcjach prac ręcznych. Miała inne ulubione zajęcia takie jak zakładanie ogródków
pod oknem , taniec przy muzyce, organizowanie na podwórku zabaw dla młodszych dzieci. Kiedyś myślała o szkole baletowej, potem chciała zostać stewardessą, albo pielęgniarką. Wszystkie te plany były nierealne i przez matkę wyśmiewane.
Po otrzymaniu świadectwa ukończenia szkoły podstawowej bez wiedzy rodziców złożyła je
w sekretariacie liceum ogólnokształcącego i po zdaniu egzaminu została jego uczennicą. Był to jej osobisty sukces, a rodzice przyjęli ten fakt obojętnie. Po wakacjach czternastolatka rozpoczęła naukę
w szkole średniej. Jej najmłodszy brat zaczął samodzielnie chodzić do I klasy szkoły podstawowej
i nigdy nie spóźniał się się na lekcje. Szkoła znajdowała się po drugiej stronie torów kolejowych,
które łączyły ich miejscowość z Warszawą.
Ich rodzina miała coraz więcej okazji, aby jeździć do stolicy. Siostra Wandy - Anna otrzymała
ze swojej firmy przydział na mieszkanie spółdzielcze w Warszawie. Mogła sfinansować jego zakup
dzięki swojemu mężowi. Był przedsiębiorczym prywatnym krawcem w warunkach państwowego monopolu . Ich 2 - pokojowe mieszkanie w centrum wyposażone było w wygody niedostępne
pod Warszawą. Była tam kuchnia gazowa i ciepła woda w kranie, w łazience - wanna, a z pokoju można było wyjść na duży balkon. Rodzina Anny chętnie przyjmowała gości, ponieważ jej mąż miał pracownię krawiecką w mieszkaniu. W czasie spotkań rozmawiał o nowinkach w modzie, zawierał znajomości biznesowe albo znajdował współpracowników. Weronika - matka Anny - z chęcią przyjeżdżała do nich, żeby opiekować się drugim synem córki, który urodził się już w Warszawie.
Dzieci Wandy i Stefana mogły tylko marzyć o zamieszkaniu w stolicy. Mieszkali tam ich kuzyni- synowie cioci Anny i córki wujka Kazimierza, bo siostra i brat Wandy potrafili powrócić na stałe do rodzinnego miasta. W Warszawie w przedwojennej kamienicy mieszkała też z rodziną kuzynka Wandy - chrzestna jej najstarszej córki. Teraz rzadko się spotykali.
Stefan i Wanda nie umieli znaleźć sposobu na powrót do rodzinnego miasta. Stopniowo urządzali swoje skromne mieszkanie pod Warszawą. Do pokoju kupili na raty rozkładany stół, krzesła, trzydrzwiową szafę i oszkloną biblioteczkę. Następnie pojawiły się dwa wygodne fotele do oglądania telewizji. Jednak coraz rzadziej razem siadali do posiłków i rzadko gdzieś razem wychodzili. Kiedyś zimą byli na sankach, a latem - na basenie . Innym razem Stefan bawił się z dziećmi na huśtawce, którą sam zbudował na podwórku. Pozwalał im też jeździć na swoim męskim rowerze
i utrzymywał go w idealnym stanie. Wanda chodziła z dziećmi do lasu zbierać szyszki do rozpalania ognia w kuchni. Na grzyby dzieci chodziły same.
Alkoholizm ojca z każdym rokiem stwarzał coraz większe problemy, a niechęć matki do szukania pomocy u krewnych i znajomych pogłębiała osamotnienie każdego z członków rodziny. Zdarzyło się kiedyś, że Stefan będąc pod wpływem alkoholu rzucił w stronę Wandy po raz pierwszy niecenzuralne słowo. Wtedy najstarsza córka uderzyła siedzącego na kanapie ojca mocno w twarz. Przerażona matka zaprowadziła córkę do sąsiadów, żeby nie doszło do rękoczynów. Następnego dnia namawiała córkę, aby ojca przeprosiła i ona niechętnie zrobiła to. Od tamtego czasu wzajemnie unikali się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz