Moje zdjęcia

niedziela

Część 13. Wymuszony wyjazd z Warszawy

W kilka miesięcy po zakończeniu II wojny światowej w marcu 1946 r. Weronika i Józef zdecydowali się na powrót do Polski. Chcieli chwilowo zatrzymać się razem z dziećmi
Anną i Kazimierzem na Placu Kazimierza w mieszkaniu Wandy i Stefana.
Ich pobyt przedłużał się, bo w ruinach trudno było znaleźć jakiś dach nad głową. Przywieźli też
ze sobą kilka worków artykułów pierwszej potrzeby, z których wszyscy w domu korzystali.
Były to leki, kosmetyki i wiele 5-kilogramowych paczek żywnościowych z zapasów wojskowych,
które otrzymali od międzynarodowej organizacji charytatywnej UNRRA.
W maju 1946 r. wróciła z Niemiec w bardzo złym stanie zdrowia i ubrana w obozowy pasiak córka zamordowanej Jadwigi. Ta najbliższa kuzynka Wandy wkrótce została chrzestną matką jej kilkumiesięcznej córki.

Chrzest odbył się w kościele p.w. Wszystkich Świętych przy pl.Grzybowskim .
W latach 1945 i 1946 mieszkanie Wandy i Stefana stało się miejscem wzruszających spotkań ocalałych z wojny członków rodziny i dawnych sąsiadów. W mieszkaniu zaczęło brakować miejsca
do spania nawet na podłodze.
W takich okolicznościach babcia Anna przeniosła się do swojego syna Bronisława poza Warszawę.
Latem w 1946 r. ze Lwowa przedostały się do Polski żona i córki Władysława. który zawiadomił rodzinę, że mieszka w osiedlu wojskowym w Anglii. Władysław zesłany w 1939 R. na Syberię przeszedł szlak bojowy z I dywizją pancerną gen. St. Maczka. Pragnął osiedlić się w Anglii ze swoją rodziną i prosił swego szwagra Józefa- ojca Wandy o przewiezienie żony i córek przez granicę. Józef w drodze powrotnej został aresztowany pod zarzutem szpiegostwa, a rodzina w Warszawie długo o tym nie wiedziała.
Dwaj internowani w Niemczech synowie babci Józefy - Janusz i Antoni pozostali z rodzinami
na obczyźnie.
W Warszawie radość z narodzin dziecka oraz powroty członków rodziny i znajomych spowodowały,
że mężczyźni na Placu Kazimierza wciąż świętowali . Darowizna z UNRRA posłużyła jako towar wymienny do organizowania alkoholowych przyjęć. Kobiety były rozżalone ich nieodpowiedzialną postawą.
Wanda i Stefan w grudniu 1947 r. zdecydowali się zamienić warszawskie ruiny na bezpieczniejsze
i przyjemniejsze miejsce do życia. Z malutką córką przeprowadzili się pod Warszawę, gdzie mieszkali już ze swoimi rodzinami starsza siostra Stefana i jego brat.
Od 1948 r. zaczął obowiązywać zakaz meldunku w Warszawie dla dawnych mieszkańców. Ludzie
powracający z wojennej poniewierki uznawali zakaz za wielką niesprawiedliwość . Mieszkania
w stolicy dostawali zwolennicy nowej władzy , robotnicy firm budowlanych spoza Warszawy
albo ludzie z "odpowiednimi" znajomościami i dużymi pieniędzmi.
Dla Wandy i Stefana nie było to wtedy istotne. Koncentrowali się na potrzebach swojej rodziny, gdyż - zanim znaleźli dla siebie mieszkanie - Wanda urodziła syna w mieszkaniu brata Stefana .

Stefan w przeciągu tygodnia wynajął dla swojej rodziny pokój z balkonem i kuchnią na I piętrze prywatnego domu. Mieszkanie wyposażył w najpotrzebniejsze sprzęty i sprowadził od brata swoją żonę z dwójką dzieci. W domu mieszkały jeszcze 2 inne rodziny oraz właścicielki znacjonalizowanej posiadłości.
Mieszkania oświetlano lampami naftowymi, a wodę pompowano ze studni na podwórku. Nieczystości wynoszono do zakrytego śmietnika, gdzie obok była wspólna ubikacja. Na podwórku stały drewniane komórki na opał oraz kurnik, gdzie sąsiedzi hodowali kury. Stefan zbudował klatki i hodował króliki na mięso i skórki.
Ich rodzina znów powiększyła się. Wanda urodziła drugą córkę, kiedy pierwsza miała 3 lata, a syn
- 1 rok . Dzieci przyszły na świat w mieszkaniu z pomocą położnej, którą znalazł dla żony Stefan. Pomagała ona młodej mamie przy pielęgnowaniu niemowląt przez kilka tygodni . Dzieci zostały ochrzczone w miejscowym kościele.
24. letnia Wanda zajmowała się domem w miarę swoich sił i umiejętności. Niemowlęta karmiła piersią, a kiedy potrzebowała wyjść na podwórko lub do sklepu - dzieci zabierała ze sobą.
Czasem najmłodszą córkę zostawiała pod opieką byłych właścicielek w mieszkaniu na parterze.
Dopiero w kilka miesięcy po narodzinach trzeciego dziecka Wanda mogła liczyć na pomoc swojej babci Anny, która na jesieni 1949 zdecydowała się opuścić zrujnowaną Warszawę na stałe.
Za pieniądze z emerytury po zmarłym mężu Franciszku - Anna wynajęła z córką Weroniką
i jej dorastającymi dziećmi domek letni od właściciela willi - bogatego krawca.
Zamieszkali na drugim końcu miasteczka, gdzie z rodziną mieszkała Wanda.

Wanda i Stefan skorzystali na obecności bliskiej rodziny. Zostawiali dzieci pod opieką babci
Anny i chodzili w gości. Wyjeżdżali na zakupy lub do teatrów w Warszawie.
Stefan był zasłużonym pracownikiem i wynalazcą i w nagrodę otrzymywał z działu socjalnego firmy bezpłatne bilety na różne przedstawienia. Wanda miała okazję odpocząć od obowiązków domowych oraz ubierać się elegancko, co bardzo lubiła.
Weronika nie przychodziła do wnuków, bo córka jej nie ufała, a ona nie ceniła swego zięcia. Wanda samodzielnie zmagała się z trudnościami życia codziennego. Jej rodzina zawsze jadła gotowane posiłki i chodziła w czystych ubraniach. Mieszkanie było codziennie posprzątane,
a drewniane podłogi szorowane gorącą wodą z mydłem. Ręcznie szyła ubranka dla dzieci, przerabiając je z innych rzeczy. Robiła na drutach sweterki, skarpetki i rękawiczki, bo tego nauczyła się przed wojną w swojej szkole powszechnej. Z braku czasu rzadko czytała gazety przywożone przez męża.
W niedziele odpoczywali w swoim gronie. Słuchali audycji radiowych z głośnika tzw. kołchoźnika, który zainstalował Stefan. Głośnik miał pokrętło głośności i nadawał tylko 1 program.

Do kościoła nie chodzili, ale do 1949 r. mogli słuchać transmisji mszy św. i nabożeństw z różnych kościołów w Polsce.
Wandę interesowały słuchowiska a Stefan wieczorami słuchał wiadomości. Tzw. kołchoźniki były przede wszystkim najważniejszym narzędziem propagandy komunistycznej . Emitowano m.in. audycje dla wojska i polskich żołnierzy na Zachodzie, nawołujące do powrotu do ojczyzny.
Szacowano, że poza granicami pozostawało ich ok. 250 tysięcy. Ze 100 tysięcy, którzy wrócili, bardzo wielu było prześladowanych, więzionych i pozbawianych życia w ubeckich katowniach. Traktowano ich jak zdrajców. Nadawano też audycje o Ziemiach Odzyskanych ale nie wspominano o ziemiach
na wschodzie utraconych przez Polskę w wyniku porozumień 3 mocarstw na konferencji jałtańskiej
w 1945 r. Stefan, jego brat i znajomi podczas spotkań ostro drwili z tych przekazów, ale tylko
w zaciszu domowym.

Odkąd dzieci nauczyły się chodzić Wanda uczyła je samodzielności i posłuszeństwa. Przeciążona pracą często nie panowała nad swoimi emocjami - głośno płakała i krzyczała lub karała ich swoim milczeniem. Czasem z byle powodu biła dzieci i zakazywała im płakać. Syn nie umiał mówić
do drugiego roku życia, a młodsza córka nigdy nie uśmiechała się. Tylko najstarsza wciąż z przekorą zadawała dużo pytań. Słyszała wtedy, że jest zakałą życia swojej matki. Wanda bezwiednie powielała sceny z życia swego domu rodzinnego. Stefan na futrynie drzwi powiesił skórzany pasek do bicia,
ale nigdy nie uderzył żadnego dziecka. Dzieci widywały go tylko w niedziele , bo wciąż pracował
w Gazowni Warszawskiej, a dojazdy do pracy zajmowały mu dużo czasu. W domu pomagał żonie
w cięższych pracach. Przynosił opał i wodę, prał w balii bieliznę pościelową i brudne niemowlęce rzeczy, których brzydziła się dotykać Wanda.
Dzieci rosły a wraz z nimi rosły kłopoty - przeważnie finansowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz